Szukaj na tym blogu

niedziela, 8 lutego 2015

"Holender tułacz" w Teatrze Wielkim w Łodzi

Naga prawda?

Więcej tu: Współpraca się opłaca?

Dla zachęty fragment:
O festiwalu w Wels mówi się i pisze tylko w Wels, a niedługo nie będzie się mówić i pisać wcale, albowiem już w maju festiwal zwija żagle. Przyczyny zamknięcia festiwalu są zresztą dość oczywiste: niewielkie, zaledwie pięćdziesięciotysięczne Wels nie chce dokładać się do imprezy, w której udział bierze garstka kuracjuszy z wagnerowskiego all inclusive, stanowiących wierną publiczność „wiernych” inscenizacji Wagnerowskich. Tym bardziej że organizatorzy festiwalu (w tym jego stały reżyser, czyli Herbert Adler) nie produkują nowych inscenizacji, lecz nieustannie, czasami nawet z roku na rok, odgrzewają stare produkcje. I tak Holender tułacz, którego dzięki przedsiębiorczości dyrektorów Salmieriego i Nowickiego można od kilku dni zobaczyć w Łodzi, to spektakl do cna wyeksploatowany w Wels, gdzie pokazywany był w latach 2006, 2007, 2008, 2014 i gdzie pokazywany już nie będzie ze względu na rozwiązanie festiwalu. Tymczasem dyrektor Salmieri na łamach „Dziennika Łódzkiego” mówi: „Nie jest tak, że wybraliśmy tę operę, bo festiwal w Wels miał ją akurat w repertuarze”2. Ależ oczywiście, że łódzcy dyrektorzy wybrali tę operę, ponieważ festiwal w Wels miał ją akurat w repertuarze i chciał się jej pozbyć. Trzeba jednak przyznać, że podjęty wybór nie ma właściwie większego znaczenia, bo Wels nie ma do zaoferowania nic poza anachronicznymi inscenizacjami Adlera, które należałoby oglądać raczej jako przykład obiektu z kolekcji obwoźnego salonu osobliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz