Szukaj na tym blogu

piątek, 23 marca 2012

Iron Sky–naziści atakują

Historyczna niepoprawność

fot. www.movieline.com
Na tę komedię SF z licznymi odwołaniami do popkultury, wywołującą salwy śmiechu publiczności, rewelację Berlinale czekam niecierpliwie.









Zwiastun polski

Zwiastun 2 (bez polskiego tłumaczenia)

czwartek, 22 marca 2012

Czlowiek z La Manchy, Zbigniew Macias

Produkt z datą ważności?

Niestety jakimś totalnym fanem musicali nie jestem. Jednak nie uciekam przed tym czego nie znam, nawet jeśli nie popadam w bogobojną wiarę. Nie wiara czyni człowieka, a doświadczenie, że tak górnolotnie rzucę… więc do Teatru Muzycznego poszedłem.

poznan.pl
Premiera “Człowieka z La Manchy” w Teatrze Muzycznym miała miejsce w sezonie 1997/1998, w maju 1998 roku. Czternaście lat temu.

Czy odległa premiera wpływa dziś na odbiór spektaklu jako trącącego myszką?

Najpierw jednak należałoby zrozumieć specyfikę musicalu. Musicalu? Raczej należałoby mówić o produkcie. Prawa autorskie wygasają 70 lat po śmierci autora lub 70 lat od daty rozpowszechnienia utworu, gdy prawa do niego nie należą – co jest przypadkiem “Człowieka z La Manchy”. Do tego czasu musical musi być prezentowany dokładnie w takiej wersji jak to widział autor. Licencja na ten spektakl wygasa dopiero w 2034 roku, 70 lat od pierwszego spektaklu “Man of La Mancha” wystawionego w 1964 roku w Connecticut.

Spektakl nie trąci jednak myszką dzięki swojej uniwersalności. Choć czy ktoś jeszcze ceni idealizację szlachetności? Pożreć, żeby nie zostać pożartym, to wyznacznik współczesnych pokoleń. Nie moich. Ja się wzruszyłem, bo jestem idealistą. Naiwniakiem. Poszukiwaczem wartości wyższych.

Filmweb
Ze spektaklem związana jest niezwykła historia. Łódzka prapremiera odbyła się w Teatrze Wielkim w reżyserii Romana Sykały w 1972 roku. Pierwsza scena spektaklu jest w więzieniu. W czasie przygotowań Roman Sykała (starsi mogą go pamiętać z wielu ról filmowych, m.in. w jednym z odcinków “Stawki większej niż życie”) był dowożony z… więzienia właśnie. Oskarżony o łapownictwo przez niedoszłą studentkę (był dziekanem wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki) czekał w areszcie na proces. Pięć miesięcy po premierze został znaleziony powieszony w celi. 

To co może razić w spektaklu, to brak nowych, w sensie nowoczesnych, środków inscenizacyjnych, ale ograniczenia licencyjne niestety wiążą reżyserowi ręce.

Inscenizacja Zawodzińskiego może budzić kontrowersje. Zawodziński ma słabość do kiczu. Nawet jeśli uznać to za piętno nadawane swoim spektaklom, to jednak piętno to staje się czasem nazbyt nachalne i graniczy z żenadą, nie ujmując całości jego reżyserskiej pracy.

Teatr Muzyczny w Łodzi
Wznowienie spektaklu zbiegło się z uroczystością trzydziestolecia pracy artystycznej Zbigniewa Maciasa, odtwórcy roli głównej Cervantesa/Don Kichota. Nie wypominając wieku, ten 58-letni dziś baryton ma się świetnie.

Dla niego, Anny Walczak w roli Aldonzy/Dulcynei, Andrzeja Fogla (Sancho Pansa), Piotra Płuskiego (Padre), pozostałych solistów, chóru, baletu, orkiestry dyrygowanej przez Lesława Sałackiego, a przede wszystkim dla wzruszającej opowieści Dale’a Wassermana Teatr Muzyczny w Łodzi może stanowić miejsce oderwania od otaczającej szarości i zanurzenie w świecie idei.

niedziela, 11 marca 2012

Madama Butterfly, Teatr Wielki, Kozłowski, Schoppa, Godlewski, Grabias

Produkcja operowa

Ciężko zmieścić linię produkcyjną Fabryki Wielkiej w skromnych halach Fabryki Jaracza w Łodzi. Tym razem szef koordynacji dźwięków Tadeusz Kozłowski wraz z ekipą dźwięków narzędziowych znaleźli się na sali prezentacyjnej. Operatorzy wysokich tonów naturalnych trafili do kieszeni lewej, a operatorzy tonów niskich do kieszeni prawej. Grupa najwyższej klasy brygadzistów produkowała dźwięki nad zabudowanym kanałem.

Fartuchy robocze przygotowane przez specjalistkę BHP Marię Balcerek jak zawsze wspaniałe, choć nie obyło się bez wpadki. Fartuchy zostały zaopatrzone w rzepy (rozwiązanie nietypowe dla tradycyjnej japońskiej myśli technologicznej), które przy rozpinaniu zakłócały harmonijny tok produkcji, nie mówiąc o rozbawieniu kontrolerów jakości w znacznej liczbie obserwujących proces produkcyjny.

Produkcja była eksperymentalna, gdyż brygadziści kilkakrotnie zamieniają się przy maszynach. Przy czym jedni występują w fartuchach roboczych, a pozostali we wprawdzie ładnej, ale jednak odzieży codziennej. Zamysł planistki Janiny Niesobskiej można uznać za interesujący, ale trudny jednak do rozszyfrowania. Niewiele to wniosło do samego procesu produkcyjnego. Budziło też kontrowersje, czy osoby w odzieży codziennej powinny tak angażować się przy taśmie, gdy wydawałoby się to zarezerwowane dla odpowiednio przygotowanych brygadzistów w odzieży roboczej. Wyglądało to jak rzetelne podejście do pracy zestawione z działaniem symulowanym.

Kontrolerzy jakości zwrócili też uwagę na pracowników o tyleż dekoracyjnych fartuchach, co zbędnych. Trzy pomocnice brygadzistki Anny Wiśniewskiej-Schoppy obsługującej maszynę Cio-Cio-San miały fartuchy z wypustkami sugerującymi jakąś lotność. Do tego poza funkcjami pomocniczymi wykonują ruchy koliście zwiewne, zamiast oddalać się zdecydowanie do innych wyznaczonych zadań. Kontrola jakości sugerowałaby przemyślenie tego egzaltowanego i niezgodnego ze współczesnym BHP rozwiązania.

Brygadzistka Agnieszka Makówka przy maszynie Suzuki nie miała specjalnej okazji popisać się umiejętnościami. Padła ponadto ofiarą nieudolności planistki. Miotanie się po scenie z nie wiadomo z czego wynikającym szaleństwem w oczach, objawy zaawansowanej choroby sierocej (wzbudzające lęk kontrolerów jakości, żeby brygadzistka krzywdy sobie nie zrobiła) nijak się miały jako elementy profesjonalnej organizacji procesu produkcyjnego.

Ewidentnie zachwyt kontrolerów wzbudził kierownik koordynacji dźwięków Tadeusz Kozłowski. Prezentację procesu produkcyjnego wygrała brygadzistka Anna Wiśniewska-Schoppa. Objawieniem dla kontrolerów był wspaniały brygadzista Mariusz Godlewski przy maszynie Sharpless. Brygadzista Tomasz Kuk przy maszynie Pinkerton zaczął słabo; na szczęście zebrał się w sobie i dalej było dobrze, choć wyczuwalny był brak wprawy w obsłudze maszyn – oczekiwane by było większe zaangażowanie w wykonywane zadania.

Siłą rzeczy brygadziści bez fartuchów roboczych wypadli bladziej. Też jakby przydzielone im zadania były mniejszego kalibru. Mimo to uwagę kontrolerów zwróciła jak zawsze perfekcyjna brygadzistka Bernadetta Grabias (maszyna Suzuki) i Zenon Kowalski (maszyna Sharpless).

Niestety próba obsługi maszyny Cio-Cio-San przez brygadzistkę Aleksandrę Novina-Chacińską wykazała, że musi się ona pilnie udać na kurs BHP – popełniane przez nią błędy są niedopuszczalne.

Ponownie produkcja będzie uruchomiona w niedzielę 11 marca i we wtorek 13 marca.

XVIII Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

Ufni, czy naiwni?

Festiwal jest może XVIII, ale międzynarodowa edycja jest dopiero piąta. Wcześniej festiwal nosił nazwę Ogólnopolski Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych aż do edycji XIII. Zresztą ten teatr słynie z przekłamań.

Mocno się zdziwiłem wynikami plebiscytu przeprowadzonego wśród publiczności. Najlepszym spektaklem "Iluzje" w reżyserii Iwana Wyrypajewa z Teatru Praktika w Moskwie? Nie widziałem, zaskakujące jednak trochę, że obcojęzyczny teatr cieszy się takimi względami publiczności.

Co nie zaskakuje, to sam plebiscyt, zorganizowany na modłę rosyjskich wyborów i może stąd ten wynik. Kupony plebiscytowe walały się wszędzie. Podając wyniki nie wspomniano ile głosów oddano. Pozostaje nadzieja, że nie więcej niż było widzów.

Dziwi, że publiczność tego nie dostrzega i dziarsko wypełnia kupony. Czy ci ludzie nigdy nie uczestniczyli w wyborach? Są tak ufni, czy tak naiwni?

sobota, 10 marca 2012

Na co do kina?

Mój wybór

Zdecydowanie warto zobaczyć “Wstyd” (“Shame”) dostępny już w kinach. Rozrywkę może zapewnić “Terytorium wroga” (”Special Forces”). To co widziałem ze “Spadkobierców” (“The Descendants”) dostatecznie mnie zniechęciło. “Johna Cartera” może zobaczę, by podziwiać efekty specjalne i 3D. Ale hitem będzie “The Best Exotic Marigold Hotel” z Judi Dench, pójdę  jak tylko pojawi się w kinach.  Gra tam też Dev Patel, bohater “Milionera z ulicy” (“Slumdog Millionaire”).

Inne propozycje?

piątek, 9 marca 2012

Jackson Pollesch, René Pollesch, TR Warszawa

Za cienki między uszami

Prawie tydzień już minął, a ja nie mogłem się zebrać do napisania paru słów o tym przedostatnim przedstawieniu Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. A zebrać się nie mogłem, bo mam wrażenie, że sztuka jest nazbyt hermetyczna, ma raczej charakter towarzyski, z odniesieniami do ludzi, których nie znam. To coś jak przedstawienie studniówkowe prezentowane uczniom i nauczycielom innej szkoły. Niektóre sytuacje i postaci są zabawne, ale kontekstu wyłapać się nie daje.

Podobało mi się, że gdy widzowie się rozsiadali leciały miłe dla ucha piosenki z lat sześćdziesiątych. Zdziwiłem, że na widowni nie zgasło światło. Tworzyło to pewną więź między aktorami, a widzami. Łącznikiem było też odmieniane przez wszystkie przypadki słowo “kreatywność”. Bo kreatywni muszą być aktorzy na scenie, ale i wszyscy widzowie wykazują się kreatywnością, choć w zakresach zupełnie innych. Czasy, gdy kreatywnością wykazywała się tylko część z obecnych w teatrze już minęły.

Tytuł odnosi się do Jacksona Pollocka i filmu o jego action painting, który nawet widziałem. Pollock przesunął sztukę z orientacji na wynik na orientację na działanie. Toteż aktorzy powtarzają te same kwestie zmieniając je nieustannie, jak niepowtarzalne różnokolorowe esy-floresy rozlewanej przez Pollocka farby. Przestaje być istotne, co mówią, a ważniejsza jest samo działanie.

Mimo wszystko spektakl mnie znużył. Tak jak niewiele jest wnoszące oglądanie Pollocka po raz kolejny oblewającego płótno farbami, tak nie prowadzące do niczego gadanie ze sceny męczy.

Zawsze mogę powiedzieć, że za cienki między uszami jestem, żeby zrozumieć głębię tej sztuki. Bo jestem, nie mam się czego wstydzić.