Szukaj na tym blogu

piątek, 22 stycznia 2010

Nine

Szumnie zapowiadany musical w końcu trafił do polskich kin. Byłem i widziałem. Nawiązań do Felliniego, czy wręcz cytatów, nie zauważyłem, bo Felliniego za słabo znam. Najbardziej podobały mi się piosenki "Be Italian" zaśpiewana przez Fergie i "Call from the Vatican" Penelope Cruz. Nie tylko świetnie zaśpiewane, ale też ze świetną choreografią. Piosenkę "Folies Bergères" poznałem wcześniej w innym i lepszym (moim zdaniem) wykonaniu (Chita Rivera) niż propozycja Judi Dench (uwielbiam ją jednak nadal).

Moje życie jest nieco podobne do życia głównego bohatera. On w twórczym kryzysie odwołuje się do wszystkich swoich kobiet. Szuka w nich oparcia. I ja w chwilach słabości zwróciłem się do tych wszystkich, którzy byli mi bliscy. Pozwoliło to przetrwać najgorszy czas.

Czy jestem równie trudnym we współżyciu człowiekiem, co główny bohater? Pewno tak, a dla niektórych "na pewno tak". Jednak mimo to, ważniejsze jest chyba być w życiu sobą, a nie udawać kogoś, kim się nie jest.

czwartek, 21 stycznia 2010

W kinie

Byłbym zapomniał, że w kinie byłem.

"Wszystko, co kocham" - osobiste wspomnienia reżysera/scenarzysty z 1981 roku, niestety wspomnienia banalne.

"Parnassus" - poszedłem obejrzeć, bo Terry Gilliam, bo Heath Ledger, bo Johnny Depp, bo Jude Law (Colin Farrell akurat mnie nie bierze), no i Blondie zachwalał. Kompletnie się pogubiłem patrząc na postać Tony'ego graną przez różne osoby - ciekawy efekt. Liczyłem na absurd i brak logiki, a niestety było tego niewiele. No i 2 godziny, to trochę za długo.

piątek, 15 stycznia 2010

Wątroba raz jeszcze


 
Matka awanturuje się z synem:

przeklinam cię na najboleśniejsze bóle, żeby ci bez przerwy obcinali cią­gle odrastającego członka. (...) Odprowadzisz obsuszone naczynia do kredensu, a kubeł na śmieci pokaże ci, kim jesteś, kiedy będziesz go musiał przekazać zbiorowemu kubłowi na śmieci.

Twój oj­ciec wykopał mi w moim brzuchu grób.
Przyciągnięty awanturą wpada sąsiad:

Co to za przywidzenie, które państwo mają, że to na pewno w ogó­le nikomu nie przeszkadza, jak państwo prowadzą takie hałaśliwe życie. Czy pań­stwo postradali całe normalne zdrowie, że nie mogą zauważyć, że świat jest pełen jeszcze innych ludzi, że powyżej i poniżej, i po prawej, i po lewej ludzie masowo przeprowadzają porządne życie. Moja żona przypaliła sobie palec przy prasowa­niu, a moja córka z tego hałasu zrobiła się taka nieznośna, że musiałem jej wlepić w mordę. Nawet chomik nam się obudził.
Inna sąsiadka:

W sensie akustycznym to jest obrzydliwe. Cały ten dom jest żałosny pod względem akustycznym. Cały świat jest akustycznie po prostu nie do wytrzymania. Dźwięk jest rzeczywistą przyczyną śmierci każdej myśli. Człowiek, który przestaje akustycznie z odgłosami państwa, przestaje myśleć. Zaczyna cier­pieć.

Nazywa się pan tak samo ob­rzydliwie, jak pan wygląda.

Niech pan przynajmniej podczas mo­jej obecności nie zapomina, że nie jest pan niczym innym jak tylko ryczącym na cały regulator zwierzęciem, które się niestety rozmnożyło.

Proszę się z łaski swojej ru­szyć na boki. Lud trzeba bez przerwy rozpraszać. (wskazuje laską na małżeństwo Kovaciców) Dalej, marsz na górę do waszego chlewu. A pani, pani Robak, niech pani się łaskawie powlecze po te swoje sprawunki, które niestety muszą być moi­mi sprawunkami.
Sąsiad o sąsiadce:

Ta świnia, ta, stara... ta pizda, ta, sparciała. Robaki dawno jej maci­cę zżarły... to drze teraz mordę z tej bezpłodności.
Żona uspokaja sąsiada:

Nie, teraz to już naprawdę starczy tych nieprzyzwoitych kobiecych wyrazów, bo ja w końcu też jestem zmuszona być kobietą i mieć swój kobiecy honor. Te twoje kobiece brudy to musisz wyrzucać z tego twojego zdenerwowa­nia przy stole w knajpie, bo inaczej to moją kobiecość też w końcu upaćkasz.
Sąsiad:

Cały... cały wszechświat jest już tylko wypchany wyłącznie samymi brudnymi babami. Cały świat jest... pełen dziur.
Żona:

Teraz wszyscy urządzimy sobie odprężenie razem z naszym mieszkaniem, które posiada teraz takie piękne meble, bo nasz ojciec porządnie się dorobił z powodu pięknego wyglądu naszego mieszkania. Desiree, idź, przynieś mu piwa, temu naszemu dorobkiewiczowi, a ty, Bianka, nalej mi ajerkoniaku do kieliszka, jak to się wszędzie widzi po rodzi­nach, że pani domu sączy likier, a pan życia domowego piwem odświeża sobie pracowite ciało.
Rozmowa przy stole - zwróćcie uwagę na imię i nazwisko rzeźnika, nie jest łatwo to wyłapać w trakce sztuki:

Co się dotyczy pasztetówki, to znam jednego specjalnego rzeźnika, Wottila Karli się nazywa, to on ma najlepszy zestaw przypraw, i to jest w ogóle jego sekret. (...) A do tego jeszcze to jaki on tani jest, ten Wottila. Ale on już taki jest, że od razu kładzie ogromną wagę na jakość pasztetówki i na błogosławioną klien­telę, tak że w końcu zawsze wszystko dobrze się kończy.
O bogu:

Bóg jest oczywiście zwierzęciem domowym, pani Robak, a pani jest dla niego przynależnym żarciem po okazyjnej cenie.

O wierszu:

I to właśnie mój Herrmann własnoręcznie z siebie wynalazł.

I wreszcie:

Człowiek mal­tretuje sobie wątrobę, żeby uzyskać jakąś znośność. Wpija się w jakieś zrozumie­nie. Moja wątroba była daremna. Moja wątroba jest bez sensu.

I to tylko żeby Was zachęcić. Aktorzy z tych tekstów wydobywają o wiele więcej. Nie mówiąc o wszystkich zaskoczeniach.

czwartek, 14 stycznia 2010

Wątroba, Teatr Jaracza, Grzegorz Wiśniewski

Nie, nie o moją wątrobę chodzi. Wbrew pogłoskom działa wciąż wydajnie.

Wczoraj dzięki miłemu zaproszeniu byłem w Jaraczu na spektaklu "Zagłada ludu albo MOJA WĄTROBA JEST BEZ SENSU". Recenzja tutaj.

Sztuka grana jest już od 2008 roku, ale Ge jakoś jej nie dostrzegł, i w ramach swojej działalności upowszechniającej nigdy nie zaproponował niestety. Tekst jest świetny, choć trudno zapamiętać wszystkie smaczki. Ale z tym może uda mi się coś zrobić. Zaskakujących momentów jest sporo. Zachęcam, polecam, wymagam.