Szukaj na tym blogu

wtorek, 12 lutego 2013

Drogówka - Wojciech Smarzowski

Z...Z

"Drogówka" Wojciecha Smarzowskiego zdaje się bić rekordy popularności. Bytłem zauroczony "Różą" więc trzeba było się zmierzyć i z tym dziełem.

"Blair Witch Project" miał premierę jakieś 14 lat temu. Koncepcja się przyjęła i dlatego obraz Smarzowskiego jest kompilacją zdjęć z kamery filmowej i kiepskiej jakości nagrań z kamer przemysłowych i telefonów komórkowych. Tworzy to obraz w zamierzeniu autentyczny poprzez swoją chaotyczność. Ma też uzasadnienie scenariuszowe - nagrania z komórek są podstawą śledztwa jakie zaczyna toczyć jeden z policjantów drogówki.

Choć film zaczyna się od rodzajowych scenek zatrzymań zwykłych kierowców, jak i co bardziej prominentnych, to ma to swój cel w fabule filmu. Prywatne nagrania z policyjnych zatrzymań tworzą sieć, w którą wikłają się ofiary. Policjanci stają się jedynie narzędziem tworzącym kolejne narzędzia dające możliwość nacisku tak, by enigmatyczna grupa mogła ukręcić własne lody.

Filmem znudziłem się już po kilkunastu minutach. Sceny zatrzymań wydłużały się w nieskończoność. Gdy doszło do zawiązania akcji zasadniczo wiadomo było, że film z warstwy obyczajowej przechodzi w sensacyjną. Mamy ucieczki, podchody, ganianie się po dachach i w metrze, życzliwych i kłamliwych, itd. Kino rozrywkowe choć w założeniu obnażające mroczne zasady funkcjonowania III RP.

Film męczy tanią rodzajówą. Mamy rynsztokowe dialogi, seks na ekranie, chore relacje międzyludzkie, Warszawę jako miasto unurzane w smrodku zalezności, mieszkania w stanie rozkładu z wypasionymi furami stojącymi pod oknami, itd. Jest to tak powtarzalne, że aż nużące.

Smarzowski stworzył dzieło łatwe do przełknięcia dla wystającej po bramach publiczności skrywając jakąś chęć pogłębienia tematu tak bardzo, że się to zatraciło. Smarzowski, jako scenarzysta i reżyser, tak się rozpędził, że sens wydarzeń nie nadąża za tempem akcji. Są też licznedłużyzny (m.in. ganianie za gostkiem odwiedzającym kolejne burdele - co zresztą do niczego szczególnego nie prowadzi), są słabe zdjęcia (sytuacje kręcone aż do bólu zębów zamiast umiejetnego zamknięcia ich w kilku ujęciach), są słabiutkie scenariuszowe powiązania. Jedyne czym film się broni to świetna gra aktorska - dobrze, że chociaż do tego Smarzowski ma nadal świetną rękę.

Każdy student zna zasadę trzech "Z": zakuj, zalicz, zapomnij. W przypadku tego filmu środkowe "Z" jest zbędne.