Szukaj na tym blogu

środa, 23 lutego 2011

Jak zostać królem, Colin Firth

Much ado about nothing

Oryginalny tytuł brzmi "King's speech", czyli "Królewska mowa/przemówienie". Polski tytuł sugeruje, że by być królem trzeba umieć przemawiać, a przynajmniej mówić. Film opisuje anegdotkę związaną z brytyjskim królem Jerzym VI. Mimo koszmarnego jąkania się potrafił się zebrać w sobie i dzięki wsparciu domorosłego logopedy, który stał się jego przyjacielem, zagrzewał Brytyjczyków do wytrwałości w najgorszych dla nich momentach II wojny światowej.

Colin Firth gra Colinem Firthem i bardzo to pasuje do tej roli. Ciekawa jest postać jego żony Elizabeth Bowes-Lyon (przyszłej królowej matki, a może Królowej Matki) granej przez Helenę Bonham Carter. Aktorka świetnie oddała styl ulubienicy Brytyjczyków. Film jest kameralny, skromny, wypełniony wysublimowanym dowcipem. Jednak powodów do obsypywania go Oscarami zupełnie nie widzę, nawet jeśli do obejrzenia zachęcam.

5 komentarzy:

  1. Bardzo sympatyczny, świetnie zagrany film i stylowo zrobiony. Porządna brytyjska old school w najlepszym tych słów znaczeniu. Dostanie pewnie parę Oscarów z braku lepszych pozycji na rynku.
    A "Black Swan" - film mocno odlotowy, ale bardzo ciekawy. Nie tylko dla wielbicieli baletu klasycznego. Szkoda jedynie, że reżyser heteryk skupił się głównie na dziewczynach (świetna Natalie Portman!) - piękni tancerze przewijają się w głębokim tle. Ale i tak warto zobaczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 2Azazel: Tak zarekomendowałeś "Czarnego łabędzia", że nie ma wyjścia, trzeba iść ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem zrobienie zajmującego, trwającego ponad półtorej godziny filmu o tym, że ktoś się jąka - zasługuje na Oscara za reżyserię. Rola Henelny Bonham Carter - delikatna, namalowana delikatnymi kreskami Królowa Matka, dowcipna, angielska, chłodna, stojąca twardo przy swoim mężczyźnie kobieta, która nie opuści potem Londynu w czasie niemieckich nalotów - świetna.

    Nie zgadzam się z Teresą - widzę tu co najmniej dwa Oscary. Nie wiem natomiast, czy dobre, ale jednak nie powalające role głównych bohaterów, są aż tak wybitne. Powiedziałbym nawet, że nauczyciel dykcji jest wręcz schematyczny, a jednak Oscara nie dostał żaden z avatarów.

    Mimo wszystko - to jednak kino na najlepszym poziomie, daleko odbiegające od rozważań o penisach w wykonaniu pseudogwiazdek z polskiej prasy kolorowej, którymi ostatnio zachwycała się nasza e-celebrytka. Kiedy w Polsce będzie takie kino? Kiedy na przykład doczekam się dobrej komedii zrealizowanej na motywach "Złotych żniw" Grossa? Czegoś, co będzie nieschematyczne, zaskakujące, dobrze wyreżyserowane i głębsze niż wiosenna kałuża?

    "King's speech" to jednak film dużo głębszy, niż po prostu komedia. To film o tym, żeby zamiast pokonywać samego siebie - nauczyć się oswajać własne słabości, polubić siebie. Dla mnie - pouczające. No a scena królewskiego przemówienia w dzień rozpoczęcia wojny - wyciska łzy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie film znudził, bo już nie wzruszam się, ani nie śmieję, na opowieściach o brzydkim kaczątku. Ostatnia scena, w nadmiarze celebry utopiona, zgubiła emocje w połowie trwania, jak zresztą cały film. Poza tym za dużo tu naiwności, za mało czegoś głębszego. I, jak słusznie zauważyła MetkaBoska, nie za jąkanie (lub nie) ceniono Jerzego VI.

    OdpowiedzUsuń
  5. mnie - fanowi HBC - wystarczy obejrzec film dla tej jednej roli :))

    a w niedziele o 16.00 "Merlin" z HBC jako Morgana LeFay na tv puls ;)

    OdpowiedzUsuń