Szukaj na tym blogu

czwartek, 21 stycznia 2010

W kinie

Byłbym zapomniał, że w kinie byłem.

"Wszystko, co kocham" - osobiste wspomnienia reżysera/scenarzysty z 1981 roku, niestety wspomnienia banalne.

"Parnassus" - poszedłem obejrzeć, bo Terry Gilliam, bo Heath Ledger, bo Johnny Depp, bo Jude Law (Colin Farrell akurat mnie nie bierze), no i Blondie zachwalał. Kompletnie się pogubiłem patrząc na postać Tony'ego graną przez różne osoby - ciekawy efekt. Liczyłem na absurd i brak logiki, a niestety było tego niewiele. No i 2 godziny, to trochę za długo.

2 komentarze:

  1. Nie zprowokujesz mnie do wypowiedzi nt. dziewiętnastolatków ;)
    Jednak wydaje mi się, że film "Wszystko, co kocham" jest nieśmiałym promykiem nadziei, że Polacy wreszcie nauczą się opowiadać o swojej historii bez martyrologicznego i bogoojczyźnianego zadęcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. do Azazel
    Nie ma takiej rzeczy, o której by Polacy nie mówili bez w/w zadęcia ...i nigdy nie będzie. Te parędziesiąt lat - jednych mniej, innych więcej - życia pośród tego narodu, powinno każdego nauczyć jacy jesteśmy. Przepraszam za tak ogólną uwagę, przy tak błahym temacie, ale do naszego społeczeństwa jestem wysoce sceptycznie nastawiony... Do naszego kina - jeszcze bardziej...

    OdpowiedzUsuń