Szukaj na tym blogu

niedziela, 9 stycznia 2011

ms2, Powidoki, Strzemiński

Sztuka z której Łódź może by dumna

Wystawa „Powidoki życia. Władysław Strzemiński i prawa dla sztuki” w ms2 trwa już od 30 listopada, ale dopiero ostatnio udało mi się na nią dotrzeć. Cudownie jest patrzeć na twórczość tego artysty. Jeszcze tylko do 27 lutego można podziwiać jego prace.

Nie, że całość jest fantastyczna, ale i tak wybrałbym 5 obrazów, które zdecydowanie powinny należeć do mnie.

Strzemiński nie był łodzianinem z pochodzenia, ale tu właśnie wylądował, z tym miastem związał swoje życie i tu umarł. Strzemiński był wręcz lewacki. Z tego co wiem, to z charakteru rozkoszniaczkiem nie był. Katarzyna Kobro nie miała z nim łatwego życia. Brak lewej ręki i prawej nogi, jako pamiątki z I wojny światowej, nie poprawiały mu pewno samopoczucia. A jednak jego bardzo charakterystyczne abstrakcyjne pejzaże są po prostu śliczne. Zachwycają prostotą, abstrakcyjnym podejściem, subtelnością dobranych kolorów.

Charakterystyczne dla Strzemińskiego są nieregularne pola wypełnione lub tylko zaznaczone. Niby nic, a jakie to nowatorskie. Jeśli zobaczycie na obrazie takie kształty (patrz obraz poniżej), to albo to obraz Strzemińskiego, albo kogoś, kto do niego nawiązuje.



Prace unistyczne na kolana mnie nie rzucają, ale warte są obejrzenia. Choćby żeby wiedzieć, o co chodzi.

Jakiś zachwycił się jednym z projektów tkanin. Jak pójdziecie, to spójrzcie na wzór ze statkami i rybkami – fajne?

Mnie urzekają także kompozycje architektoniczne, jak poniższa. Niby nic, dwukolorowe obrazy z wyznaczonym kształtem - nazywam je gzymsami. Strzemiński wykorzystał w tych pracach tzw. złoty podział. Wszystko jest namalowane w proporcjach uwzględniających zarówno rozmiar płótna, jak i namalowany geometryczny kształt. Nie wiedziałem tego, kiedy zobaczyłem te prace pierwszy raz, ale intuicyjnie poczułem do nich miętę. Ich harmonia jest balsamem dla oczu.


fot. rp.pl

Ale największym szokiem były dla mnie realistyczna akwarela z kamienicznym pejzażem Łodzi. Nigdy wcześniej nie widziałem tej pracy. Łódź prezentuje się jak Paryż.


No i wreszcie powidoki. Potrenujcie sobie sami, że gdy się na coś spojrzy obraz pozostaje „w oku” jeszcze przez chwilę, gdy oczy się zamknie. Na tym też bazuje kino. W czasie seansu filmowego przez połowę czasu siedzi się w ciemności, a przecież nikt tego nie widzi. Strzemiński to prezentuje na swoich pracach, a wy przetestujcie patrząc na różne krajobrazy.

2 komentarze:

  1. "W czasie seansu filmowego przez połowę czasu siedzi się w ciemności, a przecież nikt tego nie widzi".
    Nie rozumiem:(

    OdpowiedzUsuń
  2. 2Gdański: No wiesz, takie rzeczy mi wyciągać! ;) To siedzenie w ciemności przez połowę czasu trwania seansu nie jest 100% pewne, ale... Obraz jest wyświetlany z szybkością 24 klatek na sekundę. Kino bazuje na bezwładności oka, czy może bardziej mózgu widza. Nie wiem jak długo wyświetlana jest jedna klatka, ale pomiędzy jedną a drugą klatką na pewno jest ciemno. Stąd ta może dyskusyjna teza o siedzeniu w ciemności.

    OdpowiedzUsuń