Szukaj na tym blogu

niedziela, 11 grudnia 2011

Tydzień monodramu w Lodzi

Czyżby przypadek?

W sobotę w Teatrze Małym znajdującym się na terenie Manufaktury zakończył się II Łódzki Festiwal Monodramu “Mono w Manu”. W niedzielę był kontynuowany w Teatrze Jaracza. Kontynuowany?


Spektakl “Podróż do Buenos Aires” z podtytułem “work in regress” stał się świetnym podsumowaniem werdyktu dla festiwalu w Teatrze Małym.  Ten powrót Gabrieli Muskały po 10 latach od premiery, ale i poziom tekstu, reżyserii, świateł i mistrzowskiego wykonania skromna publiczność Małej Sceny nagrodziła owacją na stojąco. Muskała wraz z siostrą napisały tekst sztuki czarującej swą autentycznością. Ten monodram, to i śmiech, i łzy. To spojrzenie w naszą przyszłość i przeszłość. Bohaterką może być babcia wielu z nas (w zależności od pokolenia wydarzenia mogą się zmieniać). Sztuka jest wiwisekcją postrzegania rzeczywistości w mózgu “in regress”. Jest to równie zabawne, co przerażające. Coś, co czeka wielu z nas. 10 lat temu, jako dwudziestosześciolatka bodajże, Muskała stanęła przed nie lada wyzwaniem. I dała radę. Z wiekiem, także jej wiekiem, publiczność jeszcze bardziej musi się mierzyć ze starością. Taki spektakl, to przeżycie.

Na tym tle festiwal “Mono w Manu” zakończył się wynikiem zaskakującym. Jury składało się ze studentów teatrologii.

Spośród sześciu spektakli laur jury dostał Dariusz Sosiński za “Tancerza mecenasa Kraykowskiego” – opowieść o masochistycznym prześladowcy-naśladowcy. Aktor wystąpił, napisał scenariusz, spektakl wyreżyserował i opracował scenograficznie i muzycznie. Obawiam się, że nagroda jest za wszechstronność, a nie za osiągnięcie. Aktor etc. zaprezentował się sztampowo.

Nagrodę publiczności dostała Elżbieta Czerwińska za podwójną rolę w “Smażonych zielonych pomidorach”. To przedstawienie górowało nad zwycięzcą jury i mimo jego nierówności i niedostatków trudno publiczności nie odmówić racji.

Pozafestiwalowy monodram w Teatrze Jaracza dla równie nielicznej publiczności przebija każdy z festiwalowych spektakli. Teatr może się nazywać Mały, szkoda, jeśli jest mały.

Nie chcę zniechęcać do odwiedzania Teatru Małego. Dam mu szansę. Jego kierownictwo musi jednak wziąć się do roboty, żeby małość nie stałą się synonimem dla tego teatru.

Dziękuję niewymienionym tu za pomoc w pisaniu tej notki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz