Rozgrzewanie humorem
Ubrałem się jak kandydat do pracy w Biedronce, no bo premiera. Ale że zimno to ja zmarzłem, a reszta widzów była w komfortowych sweterkach. Trochę to mnie szokowało, bo co? mam przychodzić w zależności od pogody, czy od wydarzenia?! Publiczność przypominała strojami tubylczy zlot w remizie.
Grzegorzek nie jest moim faworytem w celności odczytywania tekstów. Zawsze leci w egzaltację, właściwą facetom hołdującym długim włosom jako wyrazem własnej odrębności. Potwierdzenie znalazłem w przedstawieniu.
Blisko trzygodzinne przedstawienie mogło trwać o połowę mniej, ale Pan reżyser postanowił trawić czas aktorów, obsługi i widzów.na swoje niewydarzone wizje.
Niestety nie lubię Grzegorzka i nie daje mi on powodów, żeby go polubić. Zapatrzenie w siebie to dla mnie zbyt mało, szczególnie, gdy nie ma na co patrzeć.
Przedstawienie ratuje tekst i aktorki. Nie wiem, co Pan reżyser wniósł do przedstawienia poza własną egzaltacją.
Główną bohaterką jest Matilde (Justyna Wasilewska), pomoc domowa nienawidząca sprzątania, za to marząca o wymyślaniu dowcipów. Lane (Marieta Żukowska), jej pracodawczyni, uwielbia porządek, ale zapracowana nie ma kiedy sama sprzątać. Tego z kolei nie rozumie jej siostra Virginia (Gabriela Muskała), dla której sprzątanie jest esencją życia. A do tego jest Charles (Mariusz Witkowski), mąż Lane, zakochany w starszej od siebie pacjentce Anie (Agnieszka Kowalska).
Autorka (Sarah Ruhl) zapewniła niezłą dawkę humoru wydobywaną zarówno poprzez stworzone absurdalne sytuacje, jak i postaci. Pomysł Grzegorzka z rozmową telefoniczną z użyciem słuchawek na końcach kabla doceniam. Fajny chwyt.
Najbardziej jednak rozśmieszała Muskała. Jej ucieczka z pokoju, krokiem którego Monthy Python by się nie powstydził, czy wielki świat zaklęty w odkurzaczu powalają humorem.
Szkoda, że to Grzegorzek akurat reżyserował. Ma jakąś manierę, by wszystko wielokrotnie powtórzyć i zgrać do znudzenia. Na przykład Matilde jest w depresji, co jest powiedziane, a Grzegorzek zamienia to w wydarzenie, o którym klepie, i klepie, i klepie. Charles wędruje po Alasce, co widz już wie, a Grzegorzek powtarza, jakby z niedowierzaniem, że dotarło.
Mimo wszystko sztuka wspaniale rozgrzewa humorem w te mroźne dni.
Nie zgadzam się, ale za zdanie "wielki świat zaklęty w odkurzaczu" kłaniam sie nisko
OdpowiedzUsuńZa ukłon dziękuję i odkłaniam się równie nisko ;)
Usuń