110 minut mordęgi non-stop
Sztuka powstała na podstawie powieści Sylwii Chutnik “Dzidzia” oraz na motywach książki “Egzekutor” – wspomnień Stefana Dąmbskiego. W pamięć i ucho wbija się rama w postaci piosenki Marlene Dietrich “Where Have All The Flowers Gone” w wersji polskiej. Piosenkę uwielbiam najbardziej w wersji francuskiej, powiązania z treścią sztuki specjalnie nie widzę.
“Dzidzia” to wynaturzone maleństwo Matki Polki, którym los/bóg, ukarał wnuczkę za chciwą babcię-wieśniaczkę, która wydała esesmanowi uciekinierkę z Warszawy. Ta uciekinierka jest matką egzekutora z AK likwidującego komunistów i kobiety puszczające się z Niemcami w czasie wojny, który po wojnie jako esbek likwiduje niewygodnych dla systemu robotników i księży. Dzidzia zostaje Matce Polce odebrana, a zabita uciekinierka z Warszawy tuła się po Olimpie szukając zbawienia, bo syna wychowała przecież na patriotę i w końcu jej się udaje, co bajkę kończy.
Żeby było weselej jest dużo śpiewania, krzyku do poziomu wrzasku, ogłuszającej muzyki, mnóstwo rekwizytów i zagubieni w tym wszystkim aktorzy.
Jest naiwnie i dosłownie aż do bólu, co wzbudziło moje zainteresowanie wiekiem reżysera. Okazało się, że Marcin Liber urodził się w 1970 roku i ma już pewien dorobek reżyserski. Robi wrażenie, że w tym wieku można być nadal tak infantylnym i nieudolnym.
Naiwne, hałaśliwe i wtórne widowisko rodem z amatorskiego teatrzyku przy domu kultury.
Jak najdalej.
Byłem, popatrzyłem, nie mogę inaczej posta skomentować jak tylko: święte słowa
OdpowiedzUsuńDoprawdy nie wiem a co otrzymało to przedstawienie nagrodę. Męczące strasznie, nudne i rzeczywiście bardzo słabo zagrane.
OdpowiedzUsuń