Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 28 maja 2012

Dziś o 20:25 TVP1 "Next-Ex", Juliusz Machulski, Anna Seniuk

Wielka Nagroda Festiwalu "Dwa Teatry - Sopot 2012"

O 20:25 zasiadamy, a jak da radę to już wkrótce po spektaklu zachwycamy się lub wręcz przeciwnie ;)

Siedzę i się nudzę. Rozpoczęło się od telefonicznego monologu pani domu przerwanego pojawieniem się pana domu i jego dywagacjami o wartościach tkwiących w samotnej odrębności mężczyzny w toalecie. A dalej walory chłopaków córki, którzy byli albo zbyt osiłkowaci, albo nie wiedzieli wystarczająco dużo.  Drętwy tekst wsparty jest o równie drętwą grę Krzysztofa Stelmaszyka i Małgorzaty Zajączkowskiej. W ramach reżyserii bohaterowie przesiadają się z kanap na krzesła przy stole. Rozmowa o byłych chłopakach córki ciągnie się niemożebnie. Aż wpada Marceli (Jakub Firewicz). Wszyscy siadają na kanapie - tak dla odmiany. Samiec alfa - pan domu - testuje przybyłego. Przy czym pan domu okazuje się być mało up to date jeśli chodzi o współczesną literaturę... i większość widzów raczej też. Sytuację ratuje konwersacja o tajnikach dobrego rosołu. Zmiana tematu na kulinaria nie zmienia jednak pogłebiającej się nudy, wzmacnianej "talentem" Firewicza. Rozmowa bohaterów przeskakuje z tematu na temat niespecjalnie cokolwiek wnosząc.

Wparowanie córki, granej przez Julię Rosnowską i jej równie szybkie wybycie utzrzymuje temperaturę spektaklu na niezmienionym poziomie, zaś rodzice pogrążają się we wspomnieniach. Marceli wychodzi okazując się jedynie kolegą Marysi, by widzowie zaczęli oczekiwać pojawienia się właściwego narzeczonego. Aż się okazuje, że Marysia chce wychodzić za mąż, mimo, że nie jest w ciąży. Julia Rosnowska gra według własnej, niezmiennej maniery. Czekam na pojawienie się Seniuk, może dzięki niej ta "komedia" nabierze cech komedii. Tymczasem Seniuk pojawia się jedynie jako niema telefoniczna interlokutorka pani domu. Przyszły mąż Marysi okazuje się być "nieco" starszy: Jan Englert - Eustachy - sapie w sposób właściwy dla swojego wieku, ale ma do zaoferowania pałac, a to że nadal jest żonaty i ma troje dzieci jest detalem. Poza tym jest "z tych" Czartoryskich. Na to wszystko wchodzi Seniuk i się dopytuje, by poznawszy narzeczonego dosadnie wyrazić, co myśli. Protesty przerywa powrót Marcelego. Eustachy pogrąża się w zazdrości i rozpoczyna się bójka.

Dalej nie zdradzę, a kto nie oglądał... niech sobie daruje. I to "coś" dostało jakieś nagrody? Biada!!!!

czwartek, 17 maja 2012

Wieczór Trzech Króli, Teatr Nowy, Katarzyna Raduszyńska

Pomyłka scenariuszowa, reżyserska i scenograficzna
Zacznę od tego, że osoba, która na spektakl mnie zabrała ma MNIE NIE PRZEPRASZAĆ, co ma w zwyczaju po karczemnie nieudanych przedstawieniach. Wizyta w teatrze to zawsze miłe wydarzenie, a przed premierą trudno wiedzieć na co się idzie, bo recenzji jeszcze nie ma, czy to szczerych, czy chociaż dających znać o co kaman między linijkami.

 Tytuł notki już mówi wszystko, więc jakoś specjalnie tematu nie ma co rozwijać.To tak dla porządku.

Przekład “Wieczoru Trzech Króli albo Co Chcecie” (Twelfth Night, or What You Will) popełniła Katarzyna Raduszyńska (wraz z Jagodą Hernik Spalińską) i samodzielnie spektakl wyreżyserowała ku rozpaczy zgromadzonych.

Wystąpili aktorzy licznie: Monika Buchowiec, Mirosława Olbińska, Olga Szostak (gościnnie), Michał Bieliński, Marek Cichucki, Przemysław Dąbrowski, Łukasz Gosławski, Mateusz Janicki, Michał Kruk, Piotr Łukaszczyk (gościnnie), Sławomir Sulej, Wojciech Oleksiewicz – i dobrze, że licznie, bo w czasach kryzysu każdy pieniądz się liczy. Jednocześnie współczując im, że musieli wystąpić (taka praca), widzów szokowały niedostatki warsztatu – tekst wyraźnie nie był przez aktorów opanowany i z taką jego znajomością sztuka nie powinna osiągnąć nawet etapu próby generalnej.

Sztuka Szekspira jest komedią pomyłek, uznawana jest za najpopularniejszą i najśmieszniejszą. Toteż uznając swoją pomyłkę widzowie uśmiechali się do siebie nawzajem, czy to z zażenowania, czy rozbawienia widokiem grymasów twarzy współcierpiących. Dwugodzinne zmagania aktorów z tekstem, a widzów z bezprzykładną nudą zakończyły się aż trzykrotnymi wymuszonymi ukłonami aktorów przy z każdą sekundą więdnących oklaskach.

Jedyna korzyść, to pełne kieliszki i tace dla aktorów na bankiecie pozostawione przez widzów w pośpiechu ogołacających szatnię.

Nie wspomniałem o scenografii Pawła Walickiego? Litości! Wystarczy?

poniedziałek, 14 maja 2012

Daily soup, Gabriela Muskala, Monika Muskala

Antybździna

Wreszcie trafiła się rozkosz dla duszy. Na maxa współczesna sztuka sióstr Muskałównych wyniosła teatr telewizji na poziom właściwy, a nie ten z pierwszego spektaklu po wznowieniu (“Boska” z beznadziejną Krystyną Jandą).

Danuta Szaflarska gra babcię – ta już dziewięćdziesięciosiedmioletnia aktorka wciąż potrafi wzruszyć swoim kunsztem.
Janusz Gajos jest tym Januszem Gajosem, który jest wzorcem aktorstwa.
Halina Skoczyńska nie jest mi znana, ale rewelacyjna.
Młodość i ta sceniczna i ta peselowa reprezentowana przez Annę Grycewicz niestety nie powalała. Szkoda, że Gabriela Muskała (patrz "Tydzień monodramu w Łodzi") nie zagrała tej roli.

Reżyseria Małgorzaty Bogajewskiej wydobyła ze sztuki, to co najistotniejsze, atomizację rodzinnych postaw, rozczłonkowanie emocjonalne. Czy kiedy spojrzymy na własne rodziny, na ucieczkę poszczególnych jej członków we własne fantazje, a raczej ich ersatze, gdzie jedynym spoiwem jest wspólny kąt i powinność, a niedopowiedziana przeszłość rzutuje na każdy dzień, to nie jest nasza codzienność? Gdzie i jak sami uciekamy przed tym wszystkim? I czy jesteśmy w stanie uciec?

Mogę tylko żałować, że nie widziałem spektaklu w teatrze. Teatr Telewizji “na żywo” (w przeciwieństwie to Teatru Telewizji nagrywanego bez publiczności, z dopieszczeniem każdego szczegółu) wymaga jednak znacznie większych umiejętności, których współcześni polscy reżyserzy muszą się jeszcze nauczyć.

poniedziałek, 7 maja 2012

Zastój majowy

Grill zamiast teatru

Zorientowałem się właśnie, że od ponad dwóch tygodni nic nie napisałem. Jest problem, bo o bilety ciężko i ostatnio nie bywam.

Wściekły jestem, że na "Ryszardzie III" nie byłem. Znajomi donieśli, że spektakl świetny.

Gdzie te czasy, gdy różni znajomi kupowali hurtowo bilety i można się było wybrać grupą, buuu.