Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Kto nie ma, nie placi, Dario Fo, Piotr Bikont, Teatr Nowy

„Łódź idzie na dno”


 
Od lewej: Katarzyna Żuk, Mateusz Janicki, 
Sławomir Sulej, Mirosława Olbińska,

Swoją karierę w Teatrze Nowym Zdzisław Jaskuła zaczynał spektaklem Dario Fo "Śmieciarz, dziwka, złodziej, jego żona, człowiek we fraku i jego kochanka" w reżyserii Piotra Bikonta w 1998 roku. Po 13 latach Jaskuła (ponownie dyrektor) powraca z tym autorem i tym samym reżyserem na deski swojego teatru. Niestety w repertuarze teatru nadal tkwią ramoty „Diabli mnie biorą” i „Przyjazne dusze”, ale oby ten spektakl był jaskółką ciekawych wydarzeń w teatrze... i byle nie skończyło się jakimś „Faustem”.
Przywołałem te niby zabawne ramoty, bo „Kto nie ma, nie płaci” oferuje inny, bardziej mi bliski rodzaj humoru. Bohaterowie w obliczu podwyżek (jakże na czasie!) odrzucają przykazania, normy prawne, redefiniują własną uczciwość. Kury domowe grabią supermarket, robotnicy dowiadują się, że stracą pracę i okazja czyni z nich złodziei. W komedii pomyłek żadna ze stron nie chce się przyznać do przejścia na ciemną stronę. Wrogami stają się przedstawiciele prawa.
Przez pierwszy akt, co chwila płakałem ze śmiechu. Drugi stracił tempo i trochę szkoda. Brylowała Mirosława Olbińska. Sławomir Sulej według mnie grał na pół gwizdka i nie jest to pierwszy raz, gdy tak odbieram tego aktora. Pozostali aktorzy raczej tworzyli tło. Realistyczna scenografia (kuchenka, lodówka, wersalka) kłóciła mi się trochę z teatralnymi gestami (podnoszenie i jedzenie nieistniejących oliwek). Interesujące kostiumy stworzyła Zuzanna Markiewicz (na premierze ubrana tak charakterystycznie, że od razu widać, że zajmuje się kostiumami); paltocik Mateusza Janickiego, to nawet chętnie bym założył. Własne piosenki nawiązujące do treści sztuki śpiewał łódzki bard Jacek Bieleński. 
W tekście trafił się taki rodzynek jak „Łódź idzie na dno”. Publiczność tę kwestię nagrodziła hucznymi brawami. Podobnie (cytuję z pamięci) „Co za okropna pogoda! Rząd jest wszystkiemu winien!”. Bo choć możemy się pośmiać, to w życiu wcale tak wesoło nie jest. Również nam, Polakom i łodzianom. POrażka zawiodła pokładane nadzieje, Pani Zdanowska otoczyła się wianuszkiem ludzi typu BMW (chyba wzorem Pani Kluzik-Roztkowskiej muszę przeprosić wszystkich, których namówiłem do głosowania na tą panią), ceny benzyny i żywności rosną. W Afryce ludzie zbuntowali się przeciwko dyktatorom, czy w Europie puszczą normy społeczne?  
Do zobaczenia... koniecznie.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Cinema Mundi, Claudia Cardinale

Homo-kino bezpłatnie

Z Łodzi wybył Camerimage i to wolne miejsce wypełnił festiwal Philips Cinema Mundi im. Zygmunta Kałużyńskiego. Twarzą festiwalu jest Tomasz Raczek, a atrakcją została Claudia Cardinale. Intencją festiwalu jest przyznanie nagrody dla najlepszego krytyka filmowego. W ramach festiwalu (cytuję) „będziemy mogli spotkać wybitne postacie światowego kina: reżyserów, aktorów, operatorów, krytyków filmowych prezentujących własne dokonania lub uświetniających swoją obecnością prezentowane produkcje filmowe” oraz obejrzeć „40 najlepszych nieanglojęzycznych filmów fabularnych 2010 roku, nominowanych do Oscara”, co ważne bezpłatnie.
Cyrku objazdowego z udziałem CC nie widziałem. Filmów było 35 (choć zależy jak liczyć, „Nóż w wodzie”, „Panny z wilka”, „Człowiek z żelaza” czy „Lampart” z 2010 roku nie są). I tak sporo. Filmy były wyświetlane w kinach Cytryna, Bałtyk, Silver Screen oraz w Muzeum Kinematografii. Niestety różne filmy wyświetlane były jednocześnie więc trzeba było dokonać wyboru.

Obejrzałem tylko dwa: „Nić” („Le fil”) i „Zabiłem moją matkę” („J'ai tué ma mère”) oba z 2009, ale może premiery miały w 2010. Scenariusz jest kompletnie z czapy, romans Tunezyjczyka z nizin, który do Tunezji powrócił z pół-Tunezyjczykiem z wyżyn. Niestety, film mnie nie porwał.
Za to drugi był świetny. Ponarzekam jedynie, że o dobre 15 minut za długi. Jest to debiut Xaviera Dolana (rocznik 1989 !!!), do którego napisał scenariusz, wyreżyserował, sam zagrał główną rolę, a nawet był sobie producentem. Film jest autobiograficzny i coming-outowy, choć homoseksualizm głównego bohatera jest wątkiem całkowicie pobocznym. W sumie tak właśnie powinno być, to ciągłe walenie pedalstwem po oczach robi się już trochę nudne. Kolejny film Dolana „Wyśnione miłości” („Les Amours imaginaires”) jest podobno jeszcze lepszy.

piątek, 1 kwietnia 2011

Poznasz przystojnego bruneta, Woody Allen, Anthony Hopkins, Antonio Banderas

Lepsze wrogiem dobrego

Jakoś do kina nie zaglądałem ostatnio, to zaprosiłem Jakisia na ostatni film Woody Allena „Poznasz przystojnego bruneta” („You Will Meet a Tall Dark Stranger”).

Nie wiem czemu z polskiego tytułu wywalili „wysokiego” (tall). Nie każdy brunet jest przecież wysoki, a jeśli jest, to tym bardziej jest pożądany, n'est-ce pas? A propos pożądany, wszyscy bohaterowie pożądają czegoś nowego, odmiennego od tego, co już mają. Anthony Hopkins znajduje jurną samicę, która ma mu dać syna; jego porzucona była żona Gemma Jones ze strachu przed samotną starością oraz w totalnej naiwności i nadziei oddaje się w ręce wróżki-szarlatanki; ich córka Naomi Watts znajduje swój ideał successful mana w osobie Antonio Banderasa, a jej mąż Josh Brolin wreszcie trafia na swoją muzę - Freidę Pinto.  

W tle miałem nadzieję pooglądać znajome miejsca z Londynu, ale się zawiodłem. Dużą natomiast przyjemność sprawiało mi słuchanie brytyjskiego akcentu bohaterów, w tym Hopkinsa. Film jest Allenowski do bólu, ale też po to właśnie na Woody'ego Allena się chodzi. Jego świetne teksty dodają smaku. I tym razem jest to smak bardzo gorzki.
Nowe wybory bohaterów przyniosły tylko nowe rozczarowania. O wiele głębsze od dotychczasowych, bo wiązali z nimi znacznie większe nadzieje. Co więcej, nie da się już cofnąć czasu i wrócić w stare koleiny; żona Hopkinsa na jego propozycję powrotu do siebie mówi „I've moved on!”. I tylko ona porzucona, ze swoją naiwną wiarą wychodzi z tej bitwy obronną ręką. Wstrząsająca jest jej rozmowa z córką, gdy córka chce od matki pieniędzy, a matka odmawia zasłaniając się dobrem ich wszystkich oraz układem planet.  
Jeśli jest dobrze, chcemy by było jeszcze lepiej. Truizm, stanowiący istotę człowieka, który sam sobie gotów jest wyrządzić krzywdę w imię marzeń o lepszym.